Giertych może mówić, ale za siebie

Wicepremier Roman Giertych ma zakaz głoszenia za granicą swoich poglądów jako stanowiska rządu. - Sprawę uważam za zamkniętą - tak premier Jarosław Kaczyński podsumował dyscyplinującą rozmowę z szefem LPR

Po kilku dniach polemiki medialnej wczoraj politycy spotkali się w cztery oczy. Atmosferę podgrzewały pogłoski, że Giertych złoży dymisję, a także ostry wywiad premiera Kaczyńskiego dla radiowych "Sygnałów dnia".

- Działał przeciwko naszym interesom, bo będziemy z tego powodu w Europie atakowani, i działał przeciwko interesowi nienarodzonych, bo z całą pewnością im nie pomoże, a może im zaszkodzić. I za takie rzeczy trzeba udzielać reprymendy - mówił premier o wicepremierze. Miał na myśli jego zeszłotygodniowy występ w Heidelbergu. Giertych na spotkaniu ministrów edukacji Unii opowiedział się za unijnym zakazem aborcji i przeciw "propagandzie homoseksualnej w Europie". Co więcej, przedstawił to jako stanowisko rządu, stawiając w niewygodnej sytuacji premiera i jego partię.

Wczoraj lider LPR powtarzał, że poglądów nie zmieni, a do premiera rzeczywiście przyszedł z wnioskiem o dymisję.

Po rozmowie obaj panowie łagodzili ton.

Choć początek konferencji premiera był zaskakujący. - Ja nie przepadam za wspólnymi występami z panem premierem Giertychem - oświadczył Kaczyński pytany, czemu nie ma wspólnej konferencji. - Ale to nie jest polityka, tylko centymetry - dodał. - Wielokrotnie mówiłem panu Giertychowi: "Trzymajmy się od siebie z daleka" - żartował znacznie niższy od lidera LPR premier. Był wyraźnie w dobrym humorze. Radził dziennikarzom, aby przestali mówić o kaczkach dziennikarskich, a zaczęli o łabędziach.

Od współpracownika premiera usłyszeliśmy, że Giertych dostał zakaz prezentowania swoich poglądów za granicą jako stanowiska rządu.

Giertych twierdzi, że reprymendy premiera nie było. - Szedłem na spotkanie z dymisją. Bo jeśli człowiek ma wybór między przekonaniami a niemożnością ich realizacji, wówczas musi wybrać przekonania. Na szczęście rozmowa była bardzo dobra. Reprymendy nie dostałem, mogę publicznie głosić swoje poglądy - mówił dziennikarzom.

Premier zapewniał, że nie ma sporu co do meritum. Obaj politycy są przeciw aborcji i przeciw propagowaniu homoseksualizmu. Jest spór o taktykę. - Takie wystąpienia jak Giertycha mogą ściągnąć nam na głowę europejską lewicę, z jej żądaniami liberalizacji ustawy antyaborcyjnej - tłumaczy współpracownik premiera.

Kaczyński przekonywał wczoraj, że w Heidelbergu kontrowersyjne poglądy głosili też ministrowie z innych państw. Np. "przedstawicielka pewnego ważnego państwa [Hiszpanii]" twierdziła, że "politycy, którzy mają inne niż poprawne poglądy w sprawie homoseksualizmu, powinni być wykluczeni z europejskiego życia publicznego".

Pokój nastał nie tylko w koalicji, ale i w PiS. - Jest u nas całkowita zgoda w sprawie [antyaborcyjnej] nowelizacji art. 30 konstytucji - twierdzi premier. Dał tym samym posłom swojej partii sygnał: czas zakończyć kłótnię o aborcję. I głosować za dopisaniem do "niezbywalnej godności człowieka" słów "od momentu poczęcia".

Dzień wcześniej zabrał jednak głos prezydent Lech Kaczyński. - Jeśli chodzi o sprawy związane z aborcją, to uważam, że osiągnięty 15 czy 14 lat temu kompromis jest kompromisem, którego nie wolno naruszać. Powtarzam: nie wolno naruszać - ogłosił.

Nie jest jasne, jak wypowiedź prezydenta ma się do tego, co mówi premier. - Mamy tu do czynienia z różnicą wrażliwości - przyznaje poseł PiS.

Inny polityk tej partii: - Prezydent nie jest w PiS. Decyzja należy do premiera. Nie będzie pewnie formalnej dyscypliny, ale posłowie, którzy zagłosują przeciw, będą mieli punkty ujemne. Będziemy o nich pamiętali przy układaniu list w kolejnych wyborach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.