Kaczyński powołuje się na Lenina

Po Sejmie krąży, wzbudzając powszechną wesołość, praca doktorska Lecha Kaczyńskiego z 1979 r. Pracę pt "Zakres swobody stron w zakresie kształtowania treści stosunku pracy" cytowały wczoraj "Fakty" TVN. Kaczyński przywołuje w niej Lenina: "Możliwość dążenia administracji zakładu pracy do realizacji postawionych zadań kosztem naruszenia uprawnień pracowników została dostrzeżona już przez Lenina. Odegrała ona pewną rolę w kształtowaniu leninowskiej koncepcji związków zawodowych".

Kaczyński pisze też: "Może ona służyć zasadzie socjalistycznej sprawiedliwości społecznej nakazującej przyznawać równe uprawnienia za równe obowiązki".

Zapytany o doktorat brata Jarosław Kaczyński wyjaśnił "Faktom": - Ja wiem, że w latach 70. w Polsce w każdej praktycznie pracy doktorskiej z dziedziny prawa gdzieś tam Marks czy Lenin był wspominany.

My z kolei zapytaliśmy kilku prawników, czy rzeczywiście nie dało się napisać pracy doktorskiej bez powoływania Lenina. Prof. Ewa Łętowska nie chciała się wypowiedzieć, udostępniła nam natomiast swoją pracę doktorską z 1970 r. "Umowa o świadczenie przez osobę trzecią". Nie ma w niej Lenina, a w przypisach z literatury radzieckiej jest tylko radziecki kodeks cywilny i napisana po rosyjsku praca węgierskiego autora.

Prof. Leszek Kubicki, minister sprawiedliwości rządu.... powiedział nam: - Rzeczywiście trudno było sobie wyobrazić, aby nie powołać się przynajmniej na doktrynę radziecką, szczególnie przy temacie z zakresu prawa pracy.

Inaczej uważa prof. Adam Zieliński: - Bywało, szczególnie we wstępach do pracy, że autorzy powoływali się na jakieś aktualne wypowiedzi polityków, że na takim, a takim plenum KC PZPR powiedziano to lub tamto. Ale to nie był obowiązek. Nie było ani zwyczaju, ani konieczności przywoływania Lenina. I na pewno nie było tak, że od powołania się na Lenina czy doktrynę radziecką uzależniano to, czy ktoś obroni pracę, czy nie.

Copyright © Agora SA