Tajemnica sukcesu Putina

Ponad połowa Rosjan uważa epokę Władimira Putina za najlepszy czas do życia w Rosji od początku XX w. - Zadowolenie z życia idzie w parze z niechęcią do polityki - twierdzą socjolodzy.

"W jakim okresie chciałbyś żyć?" - w odpowiedzi na pytanie ośrodka WCIOM aż 52 proc. ankietowanych Rosjan wybrało teraźniejszość, 31 proc. - czasy Leonida Breżniewa, a po 4 proc. - rządy Józefa Stalina oraz początek XX w.

Sondaż po raz pierwszy pokazał tak wyraźną przewagę Rosjan przedkładających putinowską Rosję nad czasy radzieckie lub schyłek carskiego imperium Romanowów. Jeszcze przed rokiem tylko 39 proc. badanych nie chciało się przenosić w inne czasy i wybierało chwilę obecną.

Breżniewa woli większość Rosjan powyżej 60. roku życia, ale już ci kilka lat młodsi - choć także załapali się na "złotą stabilizację" lat 70. - opowiadają się za Rosją XXI w. Zdaniem socjologów taka ocena historii Związku Radzieckiego oraz Rosji jest kluczem do zrozumienia preferencji politycznych ludzi, którzy coraz bardziej zdecydowanie popierają Władimira Putina. Według najnowszych badań Centrum Lewady polityka prezydenta cieszy się poparciem 80 proc. elektoratu.

Kreml czerpie polityczne zyski z koniunktury na surowce energetyczne i skutecznie przekonuje Rosjan, że dobrobyt i porządek to zasługa politycznych i ekonomicznych reform Putina. Tylko nieduża grupa opozycjonistów chce zauważać, że reformy nierzadko sprowadzają się do tłamszenia demokracji i wzrostu roli państwa w gospodarce.

Czasy Borysa Jelcyna stały się dla Rosjan - także dzięki putinowskiej propagandzie - synonimem "zbyt dużej wolności" i demokracji. W sondażu WCIOM chęć życia w latach 90. wyraża zaledwie 1 proc. badanych.

- Demokracja demokracją. Dziesięć lat temu mój ojciec, który mieszkał w Jekaterynburgu, dostawał wypłatę z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Dziś ma niską, ale wypłacaną regularnie emeryturę. Dlatego też pewnie woli obecne czasy -tłumaczy Siergiej Pietuchow, menedżer salonu samochodowego przy ulicy Krasnaja Priesnia w Moskwie.

Pietuchow wie o petrodolarowych podstawach powodzenia gospodarczego kraju, ale - jak wielu Rosjan - nie przejmuje się perspektywą możliwych spadków światowych cen ropy i gazu.

Paradoksalnie, ocena warunków życia rośnie w Rosji znacznie szybciej niż dochody. Obecnie aż 60 proc. Rosjan mieszkających w miastach uważa samych siebie za "klasę średnią". To dwa razy więcej niż w 1999 r., czyli tuż przed objęciem rządów przez Władimira Putina (sondaż niemieckiej Fundacji Friedricha Eberta i Rosyjskiej Akademii Nauk).

Socjologiczne kryterium rosyjskiej klasy średniej (równowartość 1200 zł na członka rodziny) spełnia tylko 20-22 proc. ankietowanych, ale - co działa na korzyść obecnych władz - od 2000 r. trzykrotnie spadł (z 34 do 11 proc.) odsetek Rosjan deklarujących, że "ledwo wiążą koniec z końcem".

W przeciwieństwie do krajów Zachodu, przynależność do "klasy średniej" nie przekłada się na zainteresowanie polityką, rządami prawa i silnymi instytucjami chroniącymi prywatny biznes przed ingerencją państwa. W Rosji "klasa średnia" składa się bowiem w 54 proc. z urzędników oraz innych pracowników sektora państwowego (w tym gigantycznego Gazpromu), dla których państwo i rząd jest chlebodawcą, a nie rywalem.

- Dziś o polityce znów rozmawia się rzadko albo tylko z rodziną i najbliższymi znajomymi, czyli - jak w czasach radzieckich - tylko na kuchni - tłumaczy Tatiana Malajewa z Instytutu Badań Socjologicznych.

Do politycznych debat nie zachęcają w Rosji państwowe telewizje zmonopolizowane przez Kreml i "wyczyszczone" z wszelkich wzmianek o alternatywie dla polityki prezydenta. "Putin jest uznawany za najlepszego polityka, bo ludzie nie mogą poznać innych" - napisali politycy ruchu Inna Rosja w niedawnym apelu o dostęp do państwowych mediów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.