Rosja: bez obcych nie ma handlu

Pyrrusowe zwycięstwo w rosyjskiej bitwie o handel. Rosjanie nie chcą pracować na targowiskach, z których władze przegnały cudzoziemców. - A na bazarach zacznie się drożyzna - ostrzegają eksperci.

Drastyczne - i podszyte ksenofobią - przepisy antyimigracyjne weszły w życie 15 stycznia. Już dziś obowiązuje całkowity zakaz pracy cudzoziemców w handlu alkoholem oraz lekarstwami, a odsetek handlowców na rosyjskich targowiskach nie powinien przekraczać 40 proc. Po okresie przejściowym, 1 kwietnia, z targowisk muszą zniknąć wszyscy pracownicy bez rosyjskich paszportów.

- Cały handel na naszych bazarach był w rękach Chińczyków, którzy w poniedziałek nie otwarli straganów. Już teraz nie ma tam żadnych cudzoziemców. Targowiska są puste, ludzie się oburzają - relacjonują korespondenci z Władywostoku oraz innych miast rosyjskiego Dalekiego Wschodu.

Telewizje pokazują opustoszałe stragany, pomiędzy którymi snują się zdezorientowani klienci. - Szukaliśmy rosyjskich pracowników, a nawet chętnych do odkupienia straganu. Nikt nie chce pracować za tak małe pieniądze - wyjaśniał w TV chiński sklepikarz Li Czen z Władywostoku.

Targowiska w europejskiej części Rosji jeszcze jakoś się trzymają - w Petersburgu dotychczas zniknął co piąty stragan. A choć w Moskwie pozamykano kilka małych placów handlowych, to największe targowiska żyją głównie pytaniem, za jak wysoką łapówkę będzie się można wykupić od nowych przepisów.

- Mówią, że w Rosji zawsze można znaleźć jakieś wyjście. Ale ja sprzedaję najtańsze owoce i na moskiewskie łapówki mnie nie stać. Przychodzili Rosjanie z pytaniem o odkupienie straganu. Ale kiedy słyszeli, ile zarabiam, odchodzili ze śmiechem - mówi gruziński sprzedawca Timur z Targowiska Ryżskiego.

Antyimigracyjne regulacje były obliczone na odzyskanie targowisk dla - jak wyraził się prezydent Władimir Putin - "rdzennych mieszkańców Rosji", uwolnienie bazarowego handlu żywnością od "niepotrzebnych pośredników" oraz stworzenie nowych miejsc pracy dla Rosjan.

- W tej dziedzinie nie potrzebujemy pomocy imigrantów - tłumaczył Putin. Dziś widać, że wśród Rosjan nowych miejsc pracy mało kto szuka, a po informacji o zapłacie - nikt chce.

Krytycy Kremla mają jednak prostsze wyjaśnienie. - Władze grają na rosyjskim nacjonalizmie. Antyimigracyjną polityką chcą sobie zjednać brunatny elektorat - przekonują. W Rosji pracuje od 7 do 12 mln nielegalnych imigrantów i skierowanie pierwszej antyimigracyjnej batalii akurat przeciw handlowcom podoba się przede wszystkim rosyjskim ksenofobom, którzy otwarcie wzywają do oczyszczenia miast z "czarnych", czyli z przybyszów z poradzieckiego Zakaukazia oraz Azji Środkowej.

Zdaniem socjologów "czarni" w brunatnej ideologii Rosjan obecnie zastępują dawnych Żydów, którzy - zgodnie z antysemickim stereotypem - podstępem zmonopolizowali handel, nie chcieli się asymilować i knuli przeciw swoim gospodarzom.

Według sondaży blisko połowa Rosjan popiera hasło "Rosja dla Rosjan", a ksenofobia dramatycznie często przeradza się w bijatyki, a nawet zabójstwa na tle rasowym. W ub.r. w atakach rasistowskich zginęły w Rosji co najmniej 54 osoby. - Dla władzy pokusa pójścia z brunatną falą jest ogromna - mówi działacz demokratycznej partii Jabłoko Władimir Sołowkin.

Rosyjscy obserwatorzy nie są jednak zgodni, kto i przeciw komu gra brunatną kartą w wewnątrzkremlowskich rozgrywkach. Zdaniem Lilii Szewcowej z Centrum Carnegie kampanie skierowane przeciw cudzoziemcom dowodzą, że przed cynicznym użyciem nacjonalistycznych argumentów w debacie politycznej nie cofają się najwyższe kręgi władzy z Władimirem Putinem. Natomiast inni politolodzy przypisują nacjonalistyczne wybryki kremlowskim klanom szykującym się do bitwy o spuściznę po Putinie, który kończy swą drugą i ostatnią kadencję w 2008 r.

Nie brakuje też głosów, że to brunatne poglądy zwykłych Rosjan, milicjantów i urzędników każą im nadgorliwie i z nieskrywaną radością wykonywać antyimigracyjne przepisy. - Każ się modlić durniowi, a roztrzaska łeb [od bicia pokłonów] - tak Władimir Putin skwitował antygruzińską kampanię, którą Rosja rozpętała jesienią ub.r. po aresztowaniu czterech rosyjskich szpiegów w Gruzji. Zdaniem Putina nacjonalistyczne wybryki milicji i urzędów podatkowych, które urządzały wtedy łapanki na Gruzinów, nie były zgodne z intencjami Kremla.

Czy opustoszałe targowiska, na których nie opłaca się pracować Rosjanom, przekonają ich do cudzoziemskiej siły roboczej i obniżą poziom wrogości wobec obcych? Brak gruzińskich, azerskich czy uzbeckich handlowców może spowodować - zdaniem ekspertów - niemałe podwyżki cen na targach, gdzie zaopatrywali się najubożsi Rosjanie. Jeśli przepisy nie będą anulowane (bądź ominięte za pomocą przystępnych łapówek), część prokremlowskiego elektoratu może poważnie odczuć to w swojej kieszeni.

- To przez Putina? Nieprawda. Azerowie przegnali Rosjan z handlu. Teraz musimy tylko poczekać na odrodzenie się rodzimego handlu. Byle obcy nam nie przeszkadzali - tak 69-letnia Maria Władmirowna tłumaczyła mi wczoraj "przejściowe kłopoty" na Targowisku Butyrskim.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.