Energia dzieli Unię Europejską

Zamiast być dowodem unijnej jedności, rozpoczynający się jutro szczyt Unii Europejskiej w Lahti może ostatecznie przekonać Rosję, że w sprawach energetycznych Unia jest głęboko podzielona

Energia dzieli Unię Europejską

Rozpoczynający się jutro szczyt UE w Lahti zamiast być dowodem unijnej jedności, może ostatecznie przekonać Rosję, że w sprawach energetycznych Unia jest głęboko podzielona

W piątek do fińskiego kurortu Lahti zjadą się szefowie państw i rządów UE zaproszeni przez Finów na nieformalny szczyt UE. Jego kulminacyjny moment nastąpi wieczorem, kiedy na kolacji pojawi się prezydent Rosji Władimir Putin.

I między specjałami fińskiej kuchni unijni liderzy będą próbowali przekonać rosyjskiego prezydenta do zmiany zasad energetycznej współpracy.

Rozmowy o dostawach gazu i ropy z Rosji są dla Unii tak ważne, że do minimum zostaną zredukowane inne tematy - mord na dziennikarce Annie Politkowskiej, wolność prasy czy napięte stosunki Rosji z Gruzją.

Czego chce Unia?

Komisja Europejska kilka dni temu ujawniła, na czym miałyby polegać nowe zasady współpracy z Rosją w kwestiach energetycznych. Rosja jest największym dostawcą surowców energetycznych do Europy - pochodzi stamtąd 40 proc. zużywanej w UE ropy i 24 proc. gazu.

Ponieważ europejskie złoża gazu wyczerpują się, a jego konsumpcja rośnie (z 277 mld m sześc. obecnie do 535 mld m sześc. w 2030 r.), ta zależność tylko się zwiększy. Bruksela już szacuje, że Europa będzie wydawać na importowany gaz ponad 50 mld euro rocznie!

Dlatego koncerny takie jak Shell, BP czy Total chcą mieć bezpośredni dostęp do rosyjskich złóż gazu i ropy - co popiera Bruksela. Komisja chce, żeby zasady eksploatacji tych złóż były czytelne i żeby nie zmieniały się zależnie od widzimisię urzędników w Moskwie.

Koncerny chcą też przełamać monopol Gazpromu i móc samemu transportować surowce przez rosyjskie rurociągi. W zamiast za takie otwarcie rynku - proponuje Bruksela - rosyjskie firmy będą mogły swobodnie inwestować w Europie. I np. przejmować na własność spółki dystrybucyjne, na których zarabia się największe pieniądze.

Ale na razie Rosja tych reguł gry nie akceptuje. Odmówiła ratyfikacji specjalnego traktatu - tzw. Karty Energetycznej. Rosjanom bardziej podoba się układ obecny, w którym monopol na dostawy i przesył surowców mają rosyjskie firmy. A dzięki miliardowym zyskom i tak przymierzają się do ekspansji w Europie.

Pokaz (braku) jedności

Bruksela ma nadzieję, że Rosji uda się narzucić nowe reguły gry. Musi jednak przekonać Rosjan, że Europa mówi w tej sprawie jednym głosem. Kłopot w tym, że tak nie jest.

O przykłady nietrudno. Już w kilka dni po publikacji propozycji Komisji Europejskiej do dyplomatów unijnych trafiło krytyczne stanowisko polskiego rządu. Polska uważa, że dokument za mało mówi o "energetycznej solidarności".

Są inne przykłady. Różne kraje różnie rozumieją słowa "dywersyfikacja dostaw". Dla Niemców taką dywersyfikacją jest właśnie budowa gazociągu północnego przez Bałtyk. Dla Polski to zagrożenie.

Polska uważa, że UE powinna finansować budowę sieci rurociągów łączących kraje Unii, by mogły sobie wzajemnie pomagać w razie kryzysu. Ale Hiszpanie woleliby, żeby unijne euro poszły na rozwój importu gazu z Afryki Północnej.

- Raczej nie ma szans na to, żeby na szczycie w Lahti pojawiła się energetyczna jednomyślność - mówi nam francuski dyplomata w Brukseli.

W tej sytuacji Rosja może spokojnie kontynuować wobec Europy politykę "dziel i rządź". I powtarzać takie gesty, jak np. wobec Niemiec, którym niedawno obiecała uprzywilejowane stosunki energetyczne. W myśl tej propozycji Niemcy miałyby się stać głównym "dystrybutorem" rosyjskiego gazu w Europie.

Putin jedzie po zwycięstwo?

Finowie próbują ratować sytuację. Ich premier Matti Vanhanen może nawet postanowić, że podczas kolacji z Putinem w ogóle nie będzie "narodowych" wystąpień. Pytania rosyjskiemu prezydentowi będzie zadawać np. on sam w imieniu całej Unii.

- Rosja zna już stanowiska poszczególnych państw członkowskich. Nie bardzo sobie wyobrażam, żeby szczyt w Lahti został wykorzystany do dwustronnych rozmów. Musimy przedstawić się Rosjanom tak zjednoczeni, jak to możliwe - tłumaczy "Gazecie" fiński dyplomata.

Polskę w Lahti będzie reprezentował prezydent - to nowość, bo dotąd na szczyty UE jeździli premierzy. Lecha Kaczyńskiego czeka więc trudny debiut. Jego potencjalne kilkuminutowe spotkanie z Putinem w kuluarach szczytu wiele nie pomoże.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.