komentarz Tadeusza Sobolewskiego

Cenię talent Jerzego Nowaka. Jest to aktor niezapomniany, który przykuwa uwagę nawet w najmniejszych epizodach. Wystarczy wymienić: "Ziemia obiecana" Wajdy, "Amator" Kieślowskiego, Historie miłosne" Stuhra, "Gnoje" Zalewskiego, Lista Schindlera" Spielberga. Cenię też Marcina Koszałkę za jego sztukę operatorską, a przede wszystkim za dwa odważne i na swój sposób zabawne dokumenty o własnym życiu rodzinnym. Broniłem "Takiego pięknego syna urodziłam", kiedy zarzucano autorowi żerowanie na osobie własnej matki. Koszałka obnażył w tych filmach nie tylko swoją mamę, ale i siebie, a przy okazji niejednego z nas. Ale projektu "Istnienia" już nie bronię. Medialny hałas wokół tego filmu budzi niesmak.

Najpierw dowiedzieliśmy się, że śmiertelnie chory aktor oddaje swoje ciało do Akademii Medycznej i godzi się, czy wręcz żąda, żeby Koszałka to sfilmował. Widać jednak, że to Koszałce strasznie zależy na tym filmie, widać, jak naprędce dorabia do tego makabrycznego pomysłu ideologię. W scenariuszu "Istnienia", który przedstawił tego lata osobom mającym poprzeć projekt, czytamy: "Zwłoki Jerzego Nowaka stają się tzw. preparatem formalinowym służącym do nauki Anatomii Prawidłowej... Film zarejestruje ostatnie momenty życia Jerzego Nowaka... Po śmierci bohatera zostaną zrealizowane zdjęcia w Katedrze Anatomii... Film zakończy się egzaminem z anatomii zdawanym na podstawie ciała bohatera. Nowak, biorąc udział w filmie "Istnienie", przezwycięża starość... kreuje swoją rolę pośmiertną...".

Dla mnie projekt ten był nie do zaakceptowania z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, niedopuszczalna jest w dokumencie sytuacja, gdy z góry zakłada się śmierć bohatera i z nią wiąże "powodzenie" filmu. Wiara religijna nie ma tu nic do rzeczy. Religia bynajmniej nie zabrania ofiarowania ciała medycynie. Martwe ciało nie jest już człowiekiem. Ale też z tego właśnie powodu preparaty anatomiczne są anonimowe. W filmie Koszałki patrzylibyśmy na preparat, wiedząc, że należał do pana J. N. Tu - sprzeciw!

Ale oto mamy drugą rewelację. Z dwóch publikowanych ostatnio w "Gazecie" wypowiedzi pana Nowaka i pana Koszałki wynika coś innego, w co zresztą do końca nie chce się wierzyć: że film ma być pełną kreacją. Że pan N. czuje się świetnie. Chce tylko tym filmem "przedłużyć swoje życie artystyczne". Natomiast Koszałka za pomocą tego filmu chce się wyleczyć z towarzyszącego mu "nieustannego lęku przed śmiercią". W tej wersji - gdyby była prawdziwa - pomysł również budzi sprzeciw.

Projekt nr 1 raził mnie szantażowaniem widza śmiercią człowieka, która w rezultacie miała posłużyć nie tyle do sławy aktora (zastanawiam się, czy po własnej śmierci ewentualna sława medialna tak bardzo będzie nas obchodzić), ale do sławy reżysera. Marcin Koszałka usiłuje teraz grać inaczej, pod ostrzałem mediów (który sam wywołał) ratując swoją skórę. Chce nam wmówić, i to w obecności aktora, że pan N. czuje się świetnie i "zawodowo jest w olimpijskiej formie". Film o jego rzekomej śmierci, zatytułowany "Istnienie", ma być głęboką refleksją nad tym, co pozostaje po człowieku...

Tak czy inaczej, śmierć jest tu wykorzystana marketingowo, bo bez niej projekt filmu o starym aktorze wydałby się banalny.

Czytelnikowi tych rewelacji przychodzi myśl może brutalna, ale w atmosferze powszechnego "przełamywania tabu" naturalna: niech Koszałka zrobi film o sobie. Niech poświęci coś z siebie. Życzę panu, panie Marcinie, po przyjaźni, połóż się pan sam do tej trumny w ramach psychoterapii. Może to pana wyleczy z lęku, który jest udziałem każdego człowieka i każdego zwierzęcia? Bo śmierć to - powiedziałbym - sprawa banalna. Przerażająco banalna. A zarazem tajemnicza. To największa tajemnica, z jaką mamy do czynienia. Tajemnica nieprzekraczalna. Nie należy nią grać, szantażować ani zaprzęgać jej do jakiejkolwiek kampanii medialnej. Rację miał sarmacki poeta ks. Józef Baka w swoich wierszach, śmiesznych i makabrycznych: "Cny młodziku, migdaliku...Nie dopędzisz wczora cugiem. Nie wyorzesz jutra pługiem. Minęło, zniknęło! Bez zwrotu, powrotu". Co za upadek sztuki! Kiedyś powstałby na podobny temat poemat, nowela, filozoficzna powiastka albo czarna komedia. Teraz reżyser potrzebuje do swego sukcesu żywego nieboszczyka.

A Jerzemu Nowakowi życzę 100 lat.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.